n0str0m0

tr.pikaNTnie

niedziela, marca 02, 2008

HELGA BOJKOTKA

wchodze do sklepu nurkarskiego, bo jade sie kapac. czy mowilem juz, ze wszystko tu jak barszcz tanie? maske mam, rurkie tez, na gleboka wode chce jednak miec pletwy (ktorych do tej pory mi braklo), bo prady odplywowe bywaja zdradliwe. dzwoneczek u drzwi robi dzyn... niepotrzebnie pytam o cene (barszczyk, barszczyk!) i wybieram, jedna para pod kolor maski, druga pod kolor kapielowek, trzecia...

- hola, hola, tu jest logo, ze US costam?
- no...
- no to ja nie chce.
- ???
- i niech mi pan podaje tylko te robione w chinach czy innym wietnamie.
- ??????
- bojkotuje produkty z USA.
- a... rozumiem, rozumiem, doskonale pana rozumiem, jestem francuzem - usmiecha sie Zabojad-sprzedawca - tez chcialbym odzyskac frytki.

w tym momencie gwaltownie rozsuwaja sie stosy gumowych kombinezonow (sklep malutki jest) i do wyjscia prze basior z tatuazem na bicepsie i wojskowo ostrzyzona siwizna. wzruszamy ramionami ja i mlodzieniec zza lady i dalej te pletwy mierzyc a na kolory wybrzydzac. od czasu do czasu zerkam ku wyjsciu, widze tam Siwego jak jara malboro. czolo mruzy wysilek intelektualny sygnalizujac, mruczy cos do siebie i piorunuje wkolo spojrzeniem zlym.

pakuje do torby zakupy, zegnam z Zabojadem i... do sklepu wkracza tak gwaltownie jak z niego wykroczyl Siwy.

- ta twoja Helga Clintonowa to tez Ameryke bojkotuje!
- to wspaniale... a dokladnie jak to robi?
- no sie chce wycofac z wyscigu do bialego domu!*
- prosze pana - tlumacze spokojnie - to nie bojkot, to prawdopodobnie zimna kalkulacja a moze i troche babska histeria, gdzie tam od razu bojkot. bojkotem wartosci amerykanskich zajmuje sie przeciez o wiele lepiej obecna ekipa...

Siwy stoi odrzucajac pozory zadumy nad riposta. zadowala sie glosnym sapaniem... rezygnuje i z niego... odwraca na piecie, wybiega i niknie w perspktywie ulicy. jedno mu trzeba przyznac, szybko sie uczy i nie marnuje czasu (ni pluc) na kolejna chwile nikotynowego olsnienia.

Zabojad grozi mi trzesacym sie od chichotu placem, stracil jakby nie bylo klienta. ja dziekuje Heldze C. za potwierdzenie potrzeby czarteru lodzi calej. prosze jak to pare groszy wyzwala mnie od koniecznosci calodniowego obcowania na jednym pokladzie z plaziencami pokroju Siwego. co wiecej, najprawdopodobniej ratuje zycie, bo ten typ zamiast ruszyc glowa woli przygrzac z dyni a na deser utopic.

za chwile i ja zapominam o wszystkim... bo lapie za ogon kumpla nemo. tego tu:

kiepsko widac?

jeszcze raz:

* w zwiazku z ostatnimi przeciekami, firma zliczajaca glosy wyborcow - DIEBOLT - przeprosila swych mocodawcow za zbyt wczesne ujawnienie zwyciezcy przyszlych wyborow prezydenckich w USA. przegrana Partia Demokratyczna wydala komunikat oswiadczjacy, ze i tak beda ciagnac to przedstawienie do konca a w dniu wyborow okaza smutek z porazki.

DSYLEKSJA part ZWEI

wiec skad tu ci rentierzy i emeryci i rencisci?

po pierwsze - pieknie. po drugie - wszystko. po trzecie - tanio.
zreszta, zdjecie mowi tysiacem slow, zamieniam wpis na fotoreportaz, bite szyjn...






ao chalong - z szyldami w slimaczki, krzaczki, literki i cyrylicem

skuteromania.

o wiele milsza od kol czterech.
wiem, bo pozyczam komara od francuskiego rentiera.
smierc w oczach przy szescdziesieciu kilometrach per sztunde.
przy osiemdziesieciu odrywa mi z glowy kask.
jest super.

moja ulubiona jadlotyjnia.
tomjam. ryz. surowa fasolka szparagowa z bazylia i krewetki w szczypiorku na slodko.
to wszystko za ekwiwalent pudelka zapalek w ciechocinku.

gotuja sie tu na pelnym widoku, zadnych przepierzen czy ukrytkow tajmnych.
sami nadzy kucharze (i kucharki), drzejms oliwa odgapil od nich.



("co to za wegetarianin, co w*** schabowe!")
a bo tak. to jest najlepszy kurczak na swiecie
o czym zapewnia was wasz globtrotuar.

amen, hawk, powiedzialem.


moja ostatnia obsesja kulinarna.
sotong czyli kalmar.
albo na odwrot.

na deser - dzielnica grzechu.

znak niestety nieaktualny!



ludziska oddali rzadowi co rzadowe miast nierzadem sie zajac. zamkniete bary - bo ida wybory. zdesperowane transwestytutki z wielkim... jablkiem adama obnazaja sie pod latarniami. na trzezwo jednak wywoluja najwyzej zazenowane usmiechy panow co to je jeszcze wczoraj tak bardzo kochali.

kiepscizna az strach. z desperacji ogladam pirackie kopie zegarkow. znow wieje drzejmsem bondem czy innym sztyrlicem, bo sklepy z piractwem ukryte sa wewnatrz przymierzalni u krawca (o tym juz kiedys bylo, podobne sezamy ukrytkowe sa i w malezji).

budze sie wiec dnia nastepnego zupelnie bez kaca (moralnego) i ide na rybki.
pan w porcie proponuje czarter calej lodzi za tak smieszna cene, ze place bez zastanowienia.
(poprzednim razem dzielilem poklad z banda jakichs jankiesow, to pomaga w decyzji)



mijamy statek rybacki

on lapie to:




a moje krzeslo "marlinowe" ciagle puste.
NIC!

z desperacji ide ogladac ryby pod woda

no to powyzej to akurat eskadra kalmarow.
eskadra, bo plyna, gdyby szly, powiedzialbym - tyraliera.
jak pod sznurek...






wracam na poklad a tam lobuzy lapiom szprotki na skorke od arbuza.


a i moje szczescie sie odmienia!


morda makreli.