OFIARA
Niczym kiespki zart o sowieckim samobojstwie (gdzie Sasza strzelil sobie w leb 39 razy) brzmi historyjka ta. Byla sobie LaVina. Zaciagnela sie do Marines. Pojechala do Iraku. Wrocila w cynowej puszce. Zalutowanej na fest.
Historia do tej pory raczej normalna. Rodzice otworzyli drzwi, zobaczyli zolnierza w paradnym mundurze i... juz wiedzieli. Kolejna ofiara wojny. Kolejna ofiara nieludzkiego terroru. Wszystko byloby jak nakazuja dobre maniery, gdyby nie pytania jakie zadawali. Ci rodzice.
- JAK ZGINELA?
- Samobojstwo - odpowiedzial zolnierz krotko.
- Chcemy wiedziec wiecej.
- Niczego wiecej sie panstwo nie dowiecie. Tajemnica.
To slowo przesladowalo rodzicow dlugi, dlugi czas. Powolywali sie na prawo, zatrudniali adwokatow, mijaly dni. Ktos w koncu sypnal - w rece rodzicow trafil CD-ROM ze zdjeciami LaViny. Pobitej, z podbitym okiem, genitaliami spalonymi kwasem, z krwia tamze, spalonymi dlonmi, zlamanym nosem i kula w glowie. Praworeczna LaVina z dziura w lewej skroni. Znaleziona w kwaterze "cywilnych kontraktorow".
Pisalem juz kiedys o cywilnych kontraktorach. Najemnikach. Psach wojny. Firmie Blackwater. Tych samych gosciach co "wspomagali" wojsko w ataku i pacyfikacji Iraku, przesluchaniach i torturach w Abu Ghraib. Pisalem o ich braku lojalnosci do kraju i flagi, braku skrupulow, kodu moralnego, o immunitecie chroniacym ich od odpowiedzialnosci za zbrodnie w Iraku, o ich fachowym zabijaniu za pieniadze...
Oczywiscie moge sie mylic, bo nie ma zadnych dowodow na to, ze LaVine brutalnie zgwalcili i zamordowali. Jak w tym sowieckim dowcipie, najprawdopodobniej zrobila to sobie sama.
0 Comments:
Prześlij komentarz
<< Home