n0str0m0

tr.pikaNTnie

poniedziałek, stycznia 14, 2008

NOWA TRADYCJA

- Inteligencja tlumu jest odwrotnie proporcjonalna do ilosci uczestnikow.
- Wiesz, ale nie zawsze, popatrz na Solidarnosc...
- Kupa hi-dy-jotow! - przeciela rozmowe KrasnoArmiejka - Napisalam jeszcze w gimnazjum dluga rozprawe o masie krytycznej, histerii i bezholowiu tlumu.
- I jakie wnioski?
- Slow szkoda. 

Malezja. 

Jakas taka jakby za bardzo... normalna i nieegzotyczna. To znaczy, achem... sa palmy. Tego, ze sie jest w tropiku zaklamac sie nie da (ale poprobowac mozna). Niebo niebieskie intensywnoscia palnika bunsenowskiego, polowa aut ma gorna czesc szyb zalepiona czarna folia. Ja wybieram rejbany z pirackiego straganu, za piec groszy i usmiech. Zwyczajem tubylcow zostawiam okna "maszyny" szczelnie zamkniete i morduje rownikowy gorac (oraz ozonosfere) freonem klimatyzacji. 

Acha... usmiech... jednak znajduje element nie z tej ziemi - ludzie. Przyjemni, zadbani i samarytanscy. No i caly czas zeby szczerza kly zupelnie niewiadomo po co. A mi sie to podoba, a mi w to graj. 

Oprocz tego jednak - przynajmniej w widoku zza kolka - zero egzotyki. Autobany jak w enerefie, tylko lepsze, bo na znakach zadnych umlajtungow. Zjazdy, wjazdy, stacje benzynowe, restauracje... jak nie u dzikich.  I minimorrisy, te z lat siedemdziesiatych, co piec minut jeden. W te i wewte. Zlot fanklubu? Podchodze do nich na jednej ze stacji PETRONAS'u.



- Sporo was...
- :)
- To jest jakas akcja? Widze "miniaka" co pol kilometra, poczawszy od Johoru do Ipoh, zlot jakis, auto-klub urzadzil karawane czy co?
- Ach, nie, nie, zaden klub, pelna spontana! Nas po prostu samych z siebie tak wzielo, bo my kochamy "mini" i co weekend sie puszczamy po szosach jak kraj dlugi i szeroki. Skad jestes?
- Z Polski.
- Nie macie tam takich karawanow jednakowych samochodow?
- Mielismy. Tylko, ze nie z milosci a obowiazkowo.
- ?
- Nie nie, nic to... Zartowalem. 

Wycofuje sie rakiem, w usmiechach, z machaniem lapka na pozegnanie. Co im bede trul o "samochodzie dla Kowalskiego", nie zrozumieja jak bardzo chcemy o nim zapomniec. Swoja droga ciekawe czy kiedys wreszcie pokochamy maluchy i wyniesiemy je do rangi kultowej?

Docieram do Penangu, wyspy na zachodnim wybrzezu, o dwa rzuty beretem od Tajlandii.

Wszystkie hotele wzdluz nadmorskiego bulwaru wypelnione po brzegi. Trafia mi sie jednak gratka, w jednym z nich zwolnil sie apartament i jest szansa. To nieco zaburza moje wczesniejsze obliczenia, ale w porownaniu z noca spedzona pod mostem... Z cichutkim westchnieniem siegam po portfel.

- Wynajmujac apartament z salonem, kuchnia i pokojem ma pan dostep do prywatnego salonu na 16 pietrze, darmowych posilkow tamze oraz nieograniczony dostep do salonowego alkoholu. Oczywiscie, zaden z gosci hotelowych nie bedzie tam panu przeszkadzal. Ma pan szczescie, bo ci inni rosjanie sie wlasnie wyprowadzili dzien wczesniej.
- Inni rosjanie? - dla pot'dierzenia razgawora tylko pytam recepcjoniste.
- Acha, najlepsi klienci. Zdras-fuj. 
- Czesto tu bywaja?
- Stale. Nie mamy willi w naszym hotelu, wiec od biedy decyduja sie na apartamenta.
- Willi?
- Tak, domkow z basenem w ogrodzie, dwiema sypialniami, salonem, pokojem dla szofera i pokojowki, z pelnym serwisem i obsluga przez cala dobe. Wlasnie sie zwolnily dwie takie w Langkawi, wiec pojechali... 

W Langkawi mieszkalem w Westinie. Wille byly faktycznie, nawet do jednej na impreze mnie zaproszono. Wszystko sie zgadza, nie sluzacy a lokaj uslugiwal, zza parkanu sasiedniej willi dobiegaly glosno spiewane czastuszki. Pytam gospodarzy:

- Ruscy za plotem? To moze ja sie z nimi pobratam?
- Nie radze, wszyscy maja raczej ponure miny i bardzo glebokie kieszenie. A w nich obok portfela - nagan.
- Skad oni maja tyle kasy?
- Wiekszosc z nich na takie pytania nie odpowiada. Albo mowi "biznies" i czesc.
- Bron, narkotyki?
- Plus prostytucja oraz nafta. Ta ostatnia lepsza niz drukowanie pieniedzy. Z tym, ze ta zabawke to chyba im jednak odebrano.
- Jukos?
- Jukos... Wiesz ile zarabial Chodorkowski? 
- ?
- 7o milionow dolarow miesiecznie. 
- Ale on jest na bialych niedzwiedziach...
- Kto tam wie... Ty wiesz kto go chroni? Wiesz kto mu ten Jukos kupil?
- Mafia?
- Mossad i CIA. He-he... masz racje, ze mafia... Nadal chcesz podejsc do plota?

Jakos mi przeszlo. Ale wrocmy do Penengu...

Pomijam milczeniem sugestie recepcjonisty, nie bede go wyprowadzal z bledu, ze ruskiem nie jestem. Niech sie boi. Wrzucam tobolek do pokoju i smigam na kolacje. 

Wigilia. 

Czyli jak wszyscy wiedza, swieto sprzedawcow czerwonych czapeczek z migajaca gwiazdka na baterie. Schodze na kolacje. Restauracja pelna, lapie sie na miejsce na tarasie. 

- "Rudolf ze red nouz rejn diiir..."
- Dobry wieczor, czy podac wino?
- A nie ma pani waty do uszu?
- Co? Wata? Nie, nie wata. WINO. 
- A stolika dalej od sceny nie da rady postawic?
- Nie. Ale za to sugeruje darmowe dolewki. To moze pomoc.

Trzy bardzo brzydkie filipinki z siniakami na udach baluja na scenie. W bufecie wodka i jarzyny "polonaise". No, jednak wigilia po polsku... "Polonaise" okazuje sie brukselka z wody. Nakladam z lza wzruszenia w oku, nie tylko polska wigilia ale zupelnie europejska.

- Dolac?
- Nawet nie pytaj. Kiedy one przestana? 
- Nie wiadomo, ale wiem, ze one nie sa profesjonalnymi piosenkarkami. 
- Niemozliwe... - moj sarkazm trafia w proznie.
- Zechcialby pan kupic snieg? - zniza konfidencjonanie glos kelnerka.

Zakup sniegu w Malezji? Brzmi co najmniej jak zacheta dilera do eksperymentu. Ale moze sie myle. Kto pyta...

- Jak to - "snieg"?
- W spreju. Do psikania. Robia sie platki. Tanio sprzedam.

Przypomina mi sie dowcip o szynce w spreju. Grzecznie odmawiam. 

Na ulicy widac ciemnosc, tlum kalmuko-okich turystow gesty jak na pierwszego maja za wczesnego Gierka. I wszyscy robia platki. Tanio. Sniegiem w spreju. Taka widac nowa tradycja. Trzecia szpryca w oko po przejsciu dwudziestu metrow w tlumie wielkanocnych patnikow powoduje moja rejterade. Decyduje sie na obserwacje ciagu dalszego (i leczenie spojowek tequila) z salonu na 16 pietrze.

Dalsze obchody Narodzin Chrystusa wygladaly nieco bardziej na 17 a nie 24 grudzien, ale co tam, religia dopuszcza egzotycznoscia lokalizacji powodowane wariacje. Tlum zafalowal, pojawily sie w nim wieksze i mniejsze wiry religijnych uniesien i naboznych stracan przejezdzajacych motocyklistow z siodelek. Do salonu docieral nieprzerwany pomruk modlitw, szczegolnie glosny, gdy na koncu ulicy pojawil sie samotny woz patrolowy. Po chwili dolaczyly don dzwonki sprejowych kanistrow uderzajace rytmicznie w blache policyjnego wozu. Snieg zaczal laczyc sie z zapachem kadzidel grup szturmowych... "Znam te melodie" cytuje Zorga i przestaje sie zupelnie interesowac. Tequila tez zrobila swoje. Poszedlem spac.

Nie mialem zadnej pointy do Wielkanocy w Malezji. Zastanawialem sie nad przesladowaniami religijnymi, ktorych tu brak, pomimo, ze kraj to islamski, wiec z definicji pejsato-amerykanskiej musowo jakies przesladowania byc musza... I nic nie wymyslilem.

Zastanawialem sie nad slepym wykorzystywaniem swiat (jakichkolwiek) przez sprzedawcow sniegu w spreju. Zastanawialem sie nad tym co Krasna mowila o tlumie, bylem nawet sklonny sie z nia zgodzic... Gdy WTEM!

Telewizja pokazala (naukowcy osadzili), ze jednego kraju w Azji mieszkancy sa wprost szczesliwi... Okazalo sie, ze kraj ten to Singapur (tak, tak, ten bastion tyranii i szlabanu na gume do zucia). I nagle pojawila sie pointa. Ludzie to bydlo. Pozbawieni struktury, przepisu czy recepty nie sa w stanie udowodnic swej wyzszosci nad stadem gesi. Singapur nie jest miejscem kazni a wylacznie szablonem z wyraznie okreslona struktura. A struktura jest gwarantem harmonii spolecznej... I tego, a nie czego innego brakowalo w Penangu. 

Ale mnie to malo interesowalo, bo my "cywilizanci" z 16 pietra mielismy (prawem kontrastu) szanse poczuc sie nieco wyzej na drabinie ewolucyjnej. Rano zas aspiryna i klin pod kiszonego ogora. 

Struktura, taka mac, a co.