n0str0m0

tr.pikaNTnie

poniedziałek, lutego 11, 2008

NAPOLEONOWI DEDYKOWANE

NAPOLEON OTRUTY

- ten islam, no-no... religia dla twardzieli - mysle sobie na glos
- a bo co?
- bo popatrz na tego goscia, jak on sobie zawiazuje buty?

facet jest boso. a moze w klapkach, ktore zwyczajem lokalnym zrzuca za kazdym razem, gdy siada. a wlasnie siedzi. gdyby byl w trampkach bez pomagiera by sie nie obylo. obie dlonie ma on bowiem amputowane w nadgarstku.

gapienie sie ludziom na rece (czy chocby na klapki ) jest tu uznawane za wystarczajacy powod do obicia mordy. gapie sie jednak nadal - "katem mego oka". gostek z niezmaconym niczym spokojem zarzuca torbe na kikut i idzie w kierunku przystani. na ryby.

- ty, ale o co ci chodzi?
- no, wiesz, islam, szariat, madrasy i te rzeczy, facet musial niezle nakrasc skoro mu je odcieto...
- hehehe... - smiechem parska moj lokalny kontakt - to Aziz... on kradl, ale nie brylanty czy kase, a ryby.
- za ryby tez obcinaja? no zesz... mowilem, religia jak ostrze brzytwy, bezlitosna.
- dynamit a nie islam, durniu. laska dynamitu wybuchla mu w dloniach.

klasyczny przyklad postrzegania rzeczywistosci przez filtr propagandowych uprzedzen. o wiele latwiej bylo mi szukac przyczyny w pamieci zdominowanej obrazami religijnych kar cielesnych niz rozejrzec sie dookola i wytlumaczyc jego kalectwo wypadkiem przy pracy.

jakiej pracy? ano... zajmowal sie on bowiem jak wiekszosc przybrzeznych wiesniakow - rybactwem. sieci zamienil na trotyl - i w konsekwencji stracil rece. ach biedaczek, pomyslicie...

biedny, bo glupi a glupi bo... sami wiecie. taki juz los ludzi z kampongow. o co w tym chodzi? by wytlumaczyc dokladnie musze zaprosic was kolacje do pierwszej lepszej restauracji w HK, Singapurze czy Tajwanie - serwujacej owoce morza.
tam, obok langustowych homarow czy kalmarow osmiornych znajedziecie i garupe i pomfreta i takiego jak na zdjeciu ponizej...
napoleona.

napoleon wrasse sie nazywa - wyjasniam. i jest ryba. mieszka w sercu raf koralowych, ci co nurkuja czy snorkluja, znaja go z okazjonalnych kontaktow. ci co znaja go z restauracyjnego stolu - wiedza jedno: dobry bo drogi. to prawda. za kilo ryby buli sie ponad sto dolcow. wiec MUSI byc dobry.

co laczy napoleona z azizem? rekiny. finansjery rekiny - mogace sobie pozwolic na danie tak drogie. rekiny rafowego piractwa - czyli napoleonowi naganiacze, wlasciciele hurtowni specjalizujacych sie w handlu tropikalnymi rybami. rekiny wolnego rynku, zainteresowane conajwyzej w katalogowaniu zagrozonch gatunkow i wypisywaniu uczonych rozpraw, niezainteresowane nijak losem aziza.

taki aziz czy inny rybak niewiele ma to do gadania. na codzien ma do dyspozycji sieci. lecz te nie gwarantuja sukcesu bo ryby sprytne sie jakies porobily. stad zamiast nich preferuje materialy wybuchowe. ryby od udaru wyplywaja sniete, wiec zbiera i sprzedaje je na lokalny rynek - w tym turystyczny. te, ktorych nie zbierze, zalegaja dno zrytej wybuchem rafy. znajdziecie tam niejednego Nemo... a rafa, co wygladala jak animowana azurowa rzezba, zamienia sie w cmentarz przypominajacy drezno po nalocie dywanowym.
zbombardowane ryby nie sa jednak lukratywne. za calodzienny polow zarabia grosze a przeciez za zlapanego napoleona dostaje dziesiec dolarow! dwie, trzy grube ryby pozwalaja mu na spokojna, by nie rzec, komfortowa egzystencje. a na dodatek nie musi ryzykowac konczyn utrata, dynamit zamienia bowiem na cjanek (bezpieczniejszy, bo nie wybucha, za to "wlosy wylaza"). do tego potrzebna jest jednak infrastruktura, ktorej azizowi brak. od czasu do czasu zdarzaja sie jednak "dobre dni", na horyznocie pojawia sie Ah Leong, lokalny krol handlarzy. laduje na kuter pare beczek trucizny i dziesieciu wybranych rybakow i jada w podroz.

(Ah Leong ma uklad z lokalna policja i oficjelami. gdyby nie mial - to w takich na przyklad filipinach dostalby kulke bez sadu - na pelnym morzu. nie tylko jednak cieszy sie Ah Leong dobrym zdrowiem, ale i sikora ma zlotego z prawdziwymi diamentami, i portfel tlusty co w kieszeni sie z trudem miesci... )

z pokladu wypatruje sie napoleonow, gdy taki pojawia sie, zaczyna sie pompowanie cjanku ("pa wsiem"). robia to tez nurkowie z dyfuzerami jak do opryskiwania roslin. napoleon nie ginie... owszem, dusi sie, ale nie do konca. instynktownie ratuje sie ucieczka w zakamarki rafy - nurkowie na ta okazje maja przygotowane lomy. poniewaz ryba to duza, przekluwa sie gembe hakiem, wyciaga z wody i laduje do zbiornika z czysta, morska woda - gdzie powoli przychodzi do siebie. od czasu wynalezienia tej techniki polowu (a zaczelo sie od rybek akwariowych) rocznie okolo 150 ton cjanku laduje w wodach tropikalnych raf. napoleony nie gina, ratowane (choc na chwile) wyciagnieciem z zatrutej wody. ginie wszystko inne, lacznie z rozwalona lomami rafa.

rafy koralowe to nie tylko ekologiczny ekwiwalent tropikalnych dzunglii amazonii. to rowniez spektakularne przedstawienie za ktore turysci "ekologiczni" gotowi sa placic gruba mamone. ale co azizowi po turystach, pletwonurkach czy green-peace'rach, ktorzy od czasu do czasu sie pojawia? on z tego kasy nie ma. gdyby nawet chcial sprzedac im naszyjnik z muszelka, wtraciliby go do wiezienia a przynajmniej zbesztali.

aziz nie jest w stanie ogarnac zagadnienia perspektywa szersza od wlasnej, dla niego zawsze bedzie kolejna rafa. tych azizow jest jednak coraz wiecej - i nikt nie robi nic, by znalezc im lepsze zajecie. owszem, edukowano ich razu jednego - po czym nadciagnela bieda przerwana dopiero azizowym powrotem do dynamitu i cjanku.

zapomogi? konserwacja? indonezja wyzwolona krwawa reka z okowow niedoszlego socjalizmu przoduje dzis w zbieraniu dotacji na rzecz rozwoju terenow wybrzeza. wygalda to tak - z kazdego tysiaca dolarow ofiarowanego przez WWF, WB czy inna organizacje robiaca sciape na rzecz zachowanai raf - okolo stu dolarow dotrze do mieszkancow wioski. reszta podziela sie oficjele.

dozor policyjny? z kazdej oficjalnej i legalnej operacji przynoszacej zysk wspomniani juz oficjele dostaja 50%. wiecej dostaja z operacji pirackich. to samo jest na filipinach. i gdzie tu problem?

wszedzie.

mozna by pomyslec, ze takie tam rybactwo czy podtrutki to nic w porownaniu z zatruciem przemyslowym - a i tu sie przeciez nic nie robi (to znaczy robi sie, kazda reklama Shell'a zaczyna sie od kwiatkow i ptaszkow i tego jak niebieskie jest niebo). przy tysiacach ton ropy, pestycydow czy metali ciezkich wylewanych w morza corocznie tych 6000 nurkow z cjankiem wydaje sie niczym... a jednak. ziarnko do ziarnka...

- cztery lata temu na Tiomanie - mowi moj znajomy Nurek - rafy wygladaly bajecznie. cale azurowe i falujace anemonami. cale w rybach i w abstrakcyjnych rzezbach. dzis... ponad polowa z nich umarla lub dogorywa. coraz mniej jest clown-fish'a znanego jako Nemo...
- ale przeciez wody przybrzezne Tiomanu to jest teren chroniony, tu sa takie ostre prawa, zakazujace polowu cjankiem, dynamitem, w ogole polowy blizej niz dwie mile od brzegu sa przeciez zakazane?
- NURKOWIE-TURYSCI sa problemem - odpowiada - ci niedoswiadczeni maja klopot z wypornoscia i osiadaja na dnie, z ktorego odbiajaja sie pletwami. wiesz jakie korale sa delikante? a poza tym swedza ich lapki, co zobacza, tego dotykaja... problem nie w zachowaniach celowych a w liczbie nurkujacych...
- mnie denerwuje udomowienie ryb...
- przylaza sie lasic i gryza gdy nie karmisz? to tez z czasem zniknie...

smutne to troche. smutek jednak nie lagodzi mego glodu, szczegolnie, ze na stol wjezdza grillowany na bananowym lisciu snapper. prosto z rafy, podany z polowa limonki, sosem sojowym z wkrojonym siwezym czili padi i diabelnie zimnym piwem. czym sie przejmowac? dla koneserow rybka a dla frajerow zawsze beda rafowe screen-savery.

3D.

Etykiety: , , , , , ,