n0str0m0

tr.pikaNTnie

wtorek, lutego 12, 2008

DIVER DOWN

a
rozczarowuje zwolennikow ciezkiego metalu. 
zamiast "malych gitar" bedzie duzo rybek.
wklejka zdjec z wyspy Tioman:

- czy to juz tuz-tuz?
- juz-juz... zaraz bedziemy

razem z setka pasazerow chytam kierowce promu co nas wiezie z Mersing za mankiet. okazuje sie, ze zanim do Salangu (naszej przystani docelowej - i ostatniej na wyspie) dotrzemy - sciemni sie do cna. okazuje sie tez, ze nikt z promowiczow wczesniej tu nie byl - stad las wyciagnietych rak i blaganie o informacje. 

facet w wysmarowanych ogrodniczkach ogania sie jak od much. 
- stacja ostatnia. nie przeszkadzac, bo mi sie GPS znow zatnie.

jest ostatnim operatorem promow w tym regionie. wszyscy inni sie spalili, zatoneli lub przez rzad zostali zamknieci. zalega cisza jak makiem zasial.

a za oknem ciemno jak u murzyna. 
w zwiazku z tym gdy juz wymiedleni z promu sie ewakuujemy - widok ani nie powala z nog, ani nie odrzuca. 

za bardzo.
-prosze sie posilic zanim zaprowadze do chalupki - mowi Eddie, lokalny guido camino.
co uczynilem.
zdjecia chalupki nie zalacze, by waszego zmyslu estetycznego nie urazic. pamiec przywoluje obraz chatki wedkarskiej zaszytej gdzies w lesie alberty, gdzie zatrzymalem sie szesnascie lat temu w drodze z edmontonu do vancouver. tamten postoj kosztowal siedem dolcow. ten POWINIEN tyle samo kosztowac. jednym slowem - linoleum. rano (oprocz ukaszen mrowek jadowitych okrutnie) budzi mnie swiergot z pobliskiego zagajnika.

tak dla wytestowania waszej uwagi 
- co to za drzewo? - zapytam
- po owocach je poznacie - odpowiem.
drzewo jakie? niewazne - te owoce zas to stada nietoperzy-wampirow. 
jedza tylko owoce (i male, piszczace ze strachu dziewczynki).

budzaca sie wyspa nie wyglada tak zle. 
zastanawiam sie kiedy do snu uloza sie komary.
gdzie spia koty zastanawiac sie nie musze. 
cala wyspa do nich nalezy, wiec i stol sniadaniowy tez.

centrum wioski oferuje obiady, piwo i wycieczki nurkowe. brak natomiast Mopiko albo innego srodka na pokasane mrowczo i komarowo lydki.

kuter z "azizami"
(do polowow nocnych)
a ponizej wypozyczalnie "sprzetu"
i chata (niejedna) wymalowana w okladke vanhejlena
rowniez znana jako flaga matrosow oznaczajaca prace pod woda
czyli - DIVER DOWN
zaczyna sie "wyprawa"

ten osrodek na skale jest "nawiedzony przez zle mzimu" i od czterech lat zamkniety. jak bardzo sie przejmuja tu ludzie duchami swiadczy fakt, ze nikt, nawet za bezcen tego kupic nie chce.
testuje wodoszczelnosc aparatu pstrykajac sie spod wody. robie to z kazdym aparatem, tylko, ze ten (w odroznieniu) okazuje sie naprawde wodoszczelny. acha, mam kubrak MPO. wszyscy maja, od czasu gdy rok temu bybuchl tu i splonal prom pasazerski. na moje pytanie o to jak kamizelka ratunkowa ochronic ma od eksplozji - milcza zaklecie.


wyspa - kapusta. 
co tam kapusta, wieksze kupowalo sie na targu...
koncza sie slowa
pod woda podobnie jak w filmie grozy - "no one can hear you scream"
(co nie jest zupelnie prawda, bo przez rurke snorkla mozna bulkotac zupelnie zrozumiale)




w drodze powrotnej zawijamy do paru przystani, a to popatrzec na inne rafy, a to podebrac pasazera z pasazerkom, a to... 

A TO CI... 

ta przystan z pasem startowym zupelnie jak z mych blogowych halucynacji jest!

ci co blog moj sledza (witaj mamusiu) wiedza o czym mowie...
"- Tam! Tam jest hangar! - wrzeszcze pokazujac a koniec pasa."
ci co nie sledza, w te pedy nadrabiac... podaje linke:
http://n0str0m0-singapore.blogspot.com/2007_07_01_archive.html
tyle, ze zamiast anakondy mam warany. 
zliczam i zliczam i zliczyc nie moge.

istna inwazja jaszczurow...

wyszlo mi ich sztuk osiem. 
podobnie jak wampiry-nietoperze one nie jedza ludzi.
podobno.
te tu maupy ludzi jedza natomiast. 
usilowalem je sfilmowac ale musialem sie ratowac ucieczka.
moze nie mam rozumu w glowie, za to nogi mam madre.
powracam do Salongu.
a tam "sardynki soczyste, piwo, wino i tokaj"
i slysze dziewczynke pytajaca 
- tatusiu, a gdzie mamusia?
po polsku

(podobno rosjanie sie kiedys ubierali w garnitury przed wyjsciem do makdonalda, wspomniana rodzinka przyszla na plaze - ktora nikogo procz luzkaow do tej pory nie widziala - w pelnej gali jak do filharmonii)

komu malo grillowanej ryby czy kalamarnicy  moze zamowic to:
czyli klasyczne amerykanskie paczki typu berliner (jak od pasicha) - nadziane tradycyjna malajska pasta z sfermentowanych krewetek i tunczyka...  

globalizacja, panie. 
globalizacja i fuzja.