n0str0m0

tr.pikaNTnie

piątek, lutego 29, 2008

DSYLEKSIA czesc I

- tu, tu jest taniej - paniena na dworcu lotniczym czyta neon.
- o cztery dziesiate centa - dorzuca jej funfela, potwierdzajac teze, ze kobiety musza wydawac dzwieki, po to tylko by nie implodowal im mozg.

okienka sa dwa. jedno oznaczone szyldem WYMIANA CAMBIO, drugie firmowane przez jeden  z lokalnych bankow. bank, bankowo ma drozej. sprawdzam - i rzeczywiscie. roznica paru groszy, jest (wiec i kolejka dluzsza, wobec czego olewam ich). tu czy gdzie indziej za tutejszego dolca dostane okolo 4.8 bahta. albo 48, w porywach do 4,800 - bo tam jakies zera podorysowywali na marginesie. 

gna mnie, wiec nie inwestyguje doglebnie.

gna mnie jak najdalej a weekend ma tylko trzy dni. dzieki bogu i tu zadomowily sie linie lotnicze dla sko(m)pcow, zachecajace do przyniesienia wlasnych kanapek na poklad. kanapki nie mam, mam fotel przy wyjsciu, obity czarcia skora z popekanego czarnego skaju. mam bilet, mam ciastko, mam w kieszeni telefon, mam wieczne pioro, mam zegarek i pek kluczy z internetowym donglem, mam pasek i klamre jakiej elwis by sie nie powstydzil, moglbym pewnie miec i scyzoryk (bo powyzej wymienione nie wzbudzily zainteresowania ni bramki-sprawdzarki ni straznika), noz mysliwki, kalacha, pek granatow i mozdziez... a wody nie mam. zarekwirowali i do kosza co przy rentgenie stoi wrzucili. 

tak - wrzucili zupelnie z rozmachem, a przeciez mogla zdetonowac.

czy jeszcze musze was przekonywac, ze walka z (achem achem) terrorem (chue chue chue) to jeden wielki pic i fotomontaz? czlek letko odwodniony i dobrze podlany propaganda zaakceptuje kazda bzdure. woda terrorystyczna jego mac. hmmm...

caly ten syf (odmiennie od korupcji, przyszedl z zachodu) i nikt slowa sprzeciwu nie mruknie. podobnie bylo w szczecinie, gdy pijaka spod biedronki wyciagal patrol policyjny w czarnych kombinezonach szturmowych, z plastykowymi nalokietnikami i twarzami mordercow

- czy panowie to sa te slynne "szwadrony smierci"?
- ciiiiiiiii...
- panie, co pan, teraz przeciez takie czasy! - tlum gasi pytania ze sprawnoscia gasnicy ppoz.

panowie policjanci milczac dali do zrozumienia, ze co prawda sa osobami o marginalnym poczuciu humoru, natomiast posiadaja bron automatyczna. 

swiat powoli (a systematycznie) zamienia sie w kraine codow i szczesliwosci powszechnej (my wiemy kto za tym stoi) a ja wymykam do kraju tanich milosci, transwestytutek, pirackich DVD i mocnej marichuany. slowem - do oazy normalnosci.

moim celem jest phuket-wyspa.  do pukietu-miasta nie mam po co sie udawac, przynajmniej za dnia (choc do lotniska blizej). plaza tam tloczna cycem dwojga rodzajow. jeden, bladawo otluszczony, piegowaty i wlosem siwym porosly, spocony i perwersyjny nalezy do rabinow (z ameryki) na seks-wakacjach. drugi, obfity, sniady, gietki i powabny oraz jak najbardziej niepelnoletni, to tajski transwestytutek polujacy na cycata rodzaju pierwszego. zadna z powzszych wiekszosci plazowych nie wydala mi legitymacji, wiec ich olewam.

jade do chalongu (pacz zdjecie mapy z guglu ers)

szalong bej to baza wypadowa wszelkich sierjoznych podrozy morskich, podmorskich, wyspairskich. szalong to rowniez miejsce w ktorym tsunami spotkalo tajlandie. na cale szczescie dla szalongu, polowa ludzi byla w morzu i ich tylko zabujalo. druga polowa mieszkala wyzej niz fala siegnela i skonczylo sie na wspomnieniach. 

- wiesz, zmylo nam pomost, ten co teraz mamy wytrzyma nie takie fale, z betonu jest. poprzewracalo lodzie, ale w dzien ich tu malo, pare drzew polamalo. dopiero jak pojechalem do pukietu to zobaczylem zniszczenia. ciezarowka wbita na drugim pietrze biurowca, wszystko jak z koszmaru i trupy, trupy... - wspomina Latarnik - zapach, nie, nie zapach... smrod miesa jak z garmazerii, i ta cisza. ludzie byli w tak poteznym szoku, ze nawet nie mieli sily na szloch.
- widzialem...
- nic nie widziales, bo tego nie ma jak opisac. 

widzialem zdjecia. widzialem film. naprawde nic nie widzialem, zupelnie szczerze bylem rozczarowany. fala nie wyzsza niz trzy, gora cztery metry. kudy im do holiudu, tam zawsze fala ma sto stop (a wyglada na sto metrow) ale ginie tylko czesc statystow. gora trzy tysiace. tu... ogrom kataklizmu rozumiem dopiero po zerknieciu na wspomniany juz google earth - gdy nie wysokoscia fali a obszarem dotknietym zostaje obezwladniony. 
energia potrzebna do poruszenia takiej masy wody jest 1500 razy wieksza od bomby hiroszimskiej. szacowana energia calego kataklizmu (podwodna i podziemna) jest wieksza od 500 MILIONOW bomb hiroszimskich. 

gdyby na serio brac opowiesci zyranowskiego, ze to tylko maly test nowej rosyjskiej broni - to szybko trzebaby sie z nimi kolegowac, bo na pisanie testamentu moze nie byc czasu.

pytam Latarnika o stragany z miesem ludzkim. posyla mnie do diabla po czym upijamy sie, on na smutno, ja na milczaco.

to bylo pare lat temu. dzis wracam do latarni, po to tylko by zastac zmiany, zmiany, zmiany. Latarnik latarnie (z hotelikiem) sprzedal i slad po nim zaginal. Latarnia stoi i ma sie dobrze, nawiedzana przez lokalnych rentierow (z obowiazkowym usmiechem, siwizna, motorowerem i nastoletnia narzeczona). Latarnia przetrwala wielka fale, przetrwa i odejscie niejednej ekipy.



co robia tu rentierzy?