n0str0m0

tr.pikaNTnie

środa, lipca 25, 2007

TAJEMNICZA WYPRAWA OBCEGO

CZYLI MAPA W KROPACH CALA

ZIELARZ

CZYLI PORCELANOWA MEDYTACJA

- kiedy w koncu wyladujesz?
- no przeciez wyladowalem i stoje za toba.
- nie poznalem, powinienes byl wlozyc plaszcz.
- jaki znowu plaszcz?
- no ten... ortalion z podpinka.
- ?
- zmienil go czas... nie poznalem cie.

rzucam sluchawka (do kieszeni).
zielarz stoi i czeka.
hongkong go tak odmienia.

- opalony jestes...
- to tak przed podroza, zeby sie nie denerwowac.

haszysz z mongolii jest miekki, oleisty.
samonajlepszy w chinach.
podobno.

- sluchaj, jak tylko przyjedziemy do domu to ci pokaze swoja noge.

widac wciaz halucynuje.
trudno, wezmie sie go na przetrzymanie.

- masz cos do picia?
- herbata? kawa?
- e tam.
- krupnik?
- ale pamietaj, nie na miesie!

zielarz kocha zwierzeta.
piec lat w indiach. zadzialalo.
ohmmmmmmmmmmmmmmmmm.

- mieszkam na lammie. stary, mam mieszkanie. mam okno.
- lamma? cacy.

na lammie (pietnascie minut promem od hong kongu) bywalem.
osada hipisow i meduz w restauracyjnym akwarium.

- tam jest taki jeden gosc, chudy, z dredami...
- no...
- pytam czy rege, czy cos ten teges. a on, "rege? nie... yoga".
- jara?
- jara.
- zdrowko.
- co to?
- to... zebys sie nie wynarodowil.
- ?
- krupnik.
- ach... no to zdrowko.
- jak?
- hej... hej-hej-hej. HEJ!
- prawda?

yoga jest z rajchu.
pol roku robi kase jako trener w hongkongu.
po czym medytuje na szczycie gory w indiach.
trzy lata.

- ale co z tym oknem?
- a bo poznalem takiego polaka w metrze.
- ?
- jechal z rodzicami i gadali po polsku
- zdarza sie...
- wiec ja "ronsia" i od razu "zielarz jestem".
- zaskok?
- oczywisty. udalo mu sie powiedziec "a to moi rodzice"
- i co z tym oknem?
- kupil z zona mieszkanie za pol miliona.
- hongkong?
- hongkong.
- jara?
- no masz...

przypomina mi sie wizyta w hongkongskim pudelku na buty.
dziewietnascie metrow kwadratowych.
dwie sypialnie i salon.
biurko, komputer, prymus, futon i siedzacy budda...
miniaturka buddy.
ohmmm.

- no i co z tym oknem?
- cacy!
- popitka?
- po co?
- acha... a plaza?
- e tam, plaza. wlascicielke mieszkania zlapalem za dydy.
- cene obnizyla?
- nie, ale przyszla po wiecej.

zielarz jest polskim ekwiwalentem nierowno uprawnionego nigeryjczyka.
zdrowszy z wygladu i mniej skomplikowany.
na dodatek: "z sercem jak synogardlica i gardlem jak motopompa".

- no do teras... idzieemy. na miasto.
- sam se idz.
- wiesz? on nie ma okna.
- kto?
- no on... ten gostek. za pol mili...ona.
- ?
- jedenascie medrow kwadrat'wych i zero okna... stary.
- acha... ale o czym ty do mnie rozmawiasz?
- idziesz...szy nie?

nastepny dzien zielarz rozpoczyna od porcelanowej medytacji.
ohmmmmmmmmmmmmmmmmm.
konczy podobnie.
oh...