n0str0m0

tr.pikaNTnie

piątek, lipca 07, 2006

INWAZJA

yalla yalluff

tymrazowa podroz do KL ma sensu ciut wiecej. jedziemy calom bandom, ja i szfagier. na dni dwa. co nasz tam wymeczyli to czort sam nie spamieta, dosc powiedziec, ze dzien zaczal sie o nieboskiej godzinie, a skonczyl jeszcze pozniej. koncowa jednak ciut milsza. klejent prosi na kolacje. fotek nie pstrykalem, nie bylo co - takie-tam italianskie pichcenie na dalekim wschodzie. dzieki bogu bylo igristoje i ruffino jakies sie znalazlo tez. no i kompanija mila. pogadalim o wszystkim, polityce singapuru i czemu pozwolono na otwarcie kasyna, jak sie argumenty za hazardem maja do argumentow za legalizacja marychy, kto byl najsilniejszy w europie przed dwustu laty i dlaczego wlasnie napoleon, no i po ktorej stronie on walczyl w drugiej wojnie swiatowej. jak to sie stalo, ze nikt nie wie o niechcianym statku pelnym zydowskich uchodzcow przed taz wojna i czemu w polsce byly obozy zaglady. polakow tez tam wsadzano? na pewno? nie moze byc!

plotka znaczy sie.

wychodzimy z restauranu po dziesiatej. pryshnitz. zmiana koszuli (zmieniam ja. jan nie zmienia. kwestia pryncypiow - powiada). wiora na miasto. knajpa z kebabem. knajpa z curry. knajpa z kebabem. masaz z happy endem. kanjpa z curry. masaz. kebab. curry.

wszystko to omijamy.
my mkniemy do samego epicentrum, niedopici jestesmy.
szukamy piwa. piwa szukamy.

"nie ma towaru w miescie..."

KL to smentne jak P miasto. na chodniku siedza aborygeny i dmuchaja w rure.
fajnie dmuchajom. hipnotycznie. mantrycznie.
hrum hrum nieprzerwane.





















a jednak przerwane.

wrzaskiem "yallah, yallah".
podskakujemy zaskoczeni.
za nami autobus arabow.

jada na inwazje ogrodkow bezalkoholowych.



wahy w ogrodkach fakt, brak. kazdy jednak nadrabia jak moze.
pieczonym wielbladem, kozom, kebabem. oraz oczywiscie sziszom.
ten powyzej serwuje wszystko na raz - cale w firankach i szezlongach.



w kazdym arab z haremem.
a przynajmniej koza i babom zakutanom w abaje
co szparkie ma.
na oczy.
jak ninja.



tu siedem zon kozojepcy osmego. jedna sie zatrzymala pic wode z butelki. wtyka ja pod welona i podnosi do gory. wyglada przy tym jak slon z czarna trombom. gorzej nawet. pametacie tego goscia z wojen gwiezdnych?



The image “http://www.cswu.cz/rasy/images/kubaz.jpg” cannot be displayed, because it contains errors.

separated at birth... widac drzordz lukas tez rasistowskie bydle.



tam jego dwunastej zonie rysuja portret pamieciowy.

wszystkie zaczaczarafione, wykewfione, omotane. kazda ma makijazu tone na oku. podejrzewam, ze to caly jej wysilek hygieniczny. tego nie widac. to czuc.
glownie wyszlismy na piwo, nie wolno sie dekoncetrowac.
dalej w droge. przechodzimy obok znanej mi restauracji. dawniej kuchnia srodziemnomorska przy stolikach nad basenem. obecnie KEBAB. moze sie doczytacie...



dalej to samo. reklama na reklamie

"najswiezsze kozy"
"malo uzywane wielblady"
"kebab"
"kebab"
"kebab"

nikt nie reklamuje mydla.

KL zmienilo sie w arabowo. mile to i pozyteczne. naprawde. bo pojdzie na lepsze.
malezja, co swietsza od mahometa byla (piwo tylko u chinczyka, bekonu na lekarstwo,
a jak podupcyc to tylko z chlopcami) zostala OBSZTORCOWANA przez turystow, co to na wyjezdzie chca dluzszych godzin handlu i wiecej miejsc z gorzala... znaczy z kozami i sziszom.

minister od spraw tych natychmiast sie ustosunkowal. "my, rzad i przedstawiciele malezji, jestesmy zdania, ze zberezne i religijnie niesluszne praktyki, ktorych od lat swemu ludowi zakazywalismy lub ograniczalismy, musza zostac natychmiast uhonorowane i wprowadzone, bo nam za to turysci zaplaca".

wszyscy politycy to prostytutki.

po 9/11 zaczelo na wakacje letnie do KL przyjezdac 300 000 opalonych rocznie (a kazdy wydawal circa ebaut US$ 5000 w czasie pobytu) i to wystarczylo by religijnosc rzadu malezji szlag trafil. to ja tez chce, bo singpaurowi by nie ubylo jakby sie tu pojawila takka szarancza. co to, sziszy i koz nie mamy, czy co? na ddatek u nasz jest sprzedaz gorzaly przed trzynastom...

zawracamy do apartamantu, jan zrozpaczony. JEST!
speluna, taka jakiej wlasnie szukalismy!
(prawie...)

kolo przysmietnikowej jadlotyjni z miekkimi chlopcami - fioletowy neon - BAR.
the BLUE boy. wchodzimy. to lokalna wersja BLUE OYSTER BAR.

The image “http://www.innersense.je/media/marc/mb-pics/leatherlabon.jpg” cannot be displayed, because it contains errors.

na bramce transwestyta, za barem facet w siatkowej podkoszulce z otworami na sutki. pijemy piwo. nam sie nic nie stanie. "jestesmy RAZEM". jest git. moze nie do konca. zachowujemy sie jak czubaka z hanem solo przy przelocie kolo imperialnego krazownika. bezstressowo.

The image “http://www.cinematrix.hu/fajlok/hirek/kepek/Chewbacca_HanSolo_StarWars_220.jpg” cannot be displayed, because it contains errors.

"FLY CASUAL!"

gdyby piwo nie bylo lodowate, poparzylibysmy sie.
trafiamy do domu cali, zdrowi i samotni przez hotel isetana.
mila pani karmi nas martelem. ciagle cus nam brak. nic to. idziemy do domu, moze o 3 rano obglondniemy mecza? parter naszego apartamentu posiada sklep. francuski z panem francuzem. i wino.

po szerokim szukal swiecie...