n0str0m0

tr.pikaNTnie

niedziela, czerwca 18, 2006

SIELANA SOLARIS

ten dzien trwal tydzien

mieso konserwowane sola i suszone na sloncu zrobilo sie glodne. biore dlugi prysznic i mkne w sarongu do jadlotyjni bez scian. zdazam przed samym zachodem i tluszcza siedmioosobowa, stolik wiec trofiejny mam, samonajlepszy, co przy krzewie i palmach w piach plazy sie wbija. przyjemne chianti tez mam.

The image “http://www.dolarog.com/pict11.JPG” cannot be displayed, because it contains errors.

wino. zmierzch. grubas z dwoma babami materializuje sie przy stoliku obok. "gut iwnink." "gut iwnink tu ju tu." "wajn?" domysla sie grubas. "wajn" potwierdzam. "gut". "gut". jest gut.

http://www.globosapiens.net/data/reportpix/thumb/el-nido-bacuit-report-1530-0.jpg

nie daja sie zignorowac, zgrzytaja w cisze mlodego jeszcze wieczoru. "skad jestes?" "z polski". "gut?". "gut". "a my sa z brukseli, to twoja stolica teraz jest!" dumnie oswiadcza stolnik. "tak, tak" zartuje w odpowiedzi. "teraz tak z polski mozna jezdzic, bo jestescie w koncu w europie". tylko podnosze kielich. ciemnosc widze. usmiecham sie, w sumie nie jest zle. "ale pederastow tam ciagle zle traktuja". facet dociera w koncu do swojej ostatniej stacji, dalej ten pociag nie jedzie. odwracam sie do niego z milym usmiechem. przepiajmy do siebie jak bracia. patrosze go: "macie panstwo ze soba te smieszne rysunki z ktorych jestescie tak slawni?"

paniom zupa przestaje smakowac. pan sie zacietrzewil. zaczyna machac widelcem. zycze im milego wieczoru w pol slowa przerywajac jego tyrade. odwracam sie do plazy, szukam pierwszych gwiazd. zrobilo sie naprawde milo.

noc zapada. tropikalna. welwetowa. powtarzam sie?
innych slow na nia nie mam.

pierwszych gwiazd ciagle nie widac, sa tylko swietliki w krzaku. zginal gdzies horyzont. pojawia sie para. on wysoki i szczuply. ona wysoka i szczupla. bez usmiechow zbednych i bez slow. nie trwa to dlugo. okazuja sie przyjemni dla oka i ucha. on profesor (emerytus?) ona artystka wiotka i zwiewna. wymieniamy sie usmiechami i slowami przyjaznymi. sa ze szwajcarii, on jest astroinzynierem. brawo! przygotowany na taka okolicznosc jestem DOSKONALE od czasu gdy z latarka pod koldra czytalem EDEN lema. w XXI wieku kazdy mial miec fakultetow kilka i nobla lub dwa, imion zas wcale. astronawigator wydawal instrukcje astrobiologowi, ten konsultowal sie z astromechanikiem, astrokucharz karmil ich kwarkami a communium napedzalo silniki rakiet.

i patrz pan, sprawdzilo sie. oprocz komunizmu swiatowego, psia mac.

w myslach odmawiam nazywania profesora po imieniu, jest moim ASTROINZYNIEREM. troche nieadekwatnie sie czuje, bedac jeno magisterem - i to bezgwiezdnym. w piec minut ustalamy, ze amerykanie sa "be" a unia eropejska to pomylka. mrugnieciami oczu ustalamy jeszcze kto pociaga za sznurki i od tej pory trzymamy sztame.

byli dzis w el nido, zalatwiali bileta na powrot. troche mnie to sprowadza z orbity, tez bede musial o tym pomyslec. mam samolot z puerta princessa, ale po jaka cholere marnowac czas na telepanie sie autobusem gdy przeciez tu jest wlasnie tak... no, tak... jak jest...

rozmowa z angielskiego przechodzi na lamany polski i zupelnie zupelnie - rosyjski. mamusia ze lwowa. czytywal przekroj. profesora filutka.



zarabia u mnie w myslach nowa ksywe. ja zarabiam u niego rowniez. przerywa moja rutynowa tyrade na temat podpalenia reichstagu i porownuje do sowieckiego politruka. konczy sie butelka i konczy wieczor. rozstajemy sie w przyjazni.

zahaczam o bar i rozmawiam z edo o mozliwosciach powrotu. cos sie skombinuje, powiada. najwazniejsze to sie wyluzowac. luzuje wiec. wyluzowany wpadam na wielkiego niemca, ktory koniecznie chce sie zaprzyjaznic, bo "skoro masz pan problem z biletyma na wyjazd i ja tez mam taki problem, to znakiem tego pan mi pomozesz."

jest takie okreslenie w dialekcie hokkien. brzmi ono "tan kuku" czasem pisane "dan gu gu". tlumaczy sie ono na "czekaj dlugo dlugo". nie znam lepszego na ta okazje, tan kuku, szwabie.

pojawiaja sie gwiazdy. orion czyli kosiarze. droga mleczna. wszystko poprzestawiane bliskoscia rownika. astroinzynier prosil by sie go o gwiazd nazwy nie pytac. to kogo mam pytac, astrobarmana? zreszta, pokaze mu, ze wiem czym sie astrojenzyniery zajmuja dniami i nocami. pytam sie o grawitacyjne spowolnienie czasu - jesli grawitacja nawet na niskiej orbicie jest mniejsza i trzeba przyspieszac dla niej zegary, to jak reguluje sie roznica czasu miedzy nogami a glowa? w koncu nogi blizej ziemi centrum, grawitacja mierzalnie wieksza, czas spowalnia, rozkaz z glowy wedlug czasu szybszego przychodzi z PRZYSZLOSCI do TERAZNIEJSZOSCI zegaru nog. astrofizyk spoglada na mnie z gory "ciekawy problem" powiada "ale to wszystko zalezy od tego kto jaka czescia ciala mysli". postanawiam spac do gory nogami by sie mi czas wyprostowal, niezaleznie od tego czym mysle. sorry. niezaleznie od tego CZY mysle.

usypiajac mieszam pod powiekami sceny podwodne z solarisem lema. tego prawdziwego, w bialych kitlach i sterylnosci pelnego

http://www.moviemail-online.co.uk/images/small/solaris3.jpg

i tego sztucznego z klunim

The image “http://www.zetaminor.com/images/dvd_review_images/solaris/solaris_planet.jpg” cannot be displayed, because it contains errors.

jest gut.
naprawde.