n0str0m0

tr.pikaNTnie

niedziela, czerwca 18, 2006

RUCH SKOCZKA

dzien drugi

zaczyna sie od pakowania szczoteczki i znoszenia bagazy do recepcji. godzina osma, minut trzydziesci, kiedy pobudka zagrala...sniadac pozwalaja do dziewiatej, zbiegam na parter z minuta zapasu. menu zagadka: pani pyta czy wole rybe czy wieprzowine. prosze o prosie. konczy sie na diecie, ryz jak ryz, wieprzowina slodka, lecz glownie raczej niejadlna bo cuchnie.

The image “http://www.sbestfood.com/Photos/tiangarden/stewedduckrice3.jpg” cannot be displayed, because it contains errors.

ryz i kawa (z chemicznym zabielaczem) musza wystarczyc.

zostawiam bagaz w objeciach nowej brygady recepcyjnej, zaciagam jezyka co do agencji podrozy ktora w odroznieniu od wczorajszej zajmuje sie turystyka i zupelnie smialo juz mkne do glownej ulicy w poszukiwaniu trajsikola. te - w odroznieniu od jeepneyow - sa wszedolazami. podobnie jak ich odpowiedniki z innych krajow regionu uwielbiaja jazde pod prad i skladaja sie glownie z jazgotu i spalin. koszt - zwyczajowy i do uzgodnienia, w miastach ponizej stowy.

The image “http://www-tadmus.nosc.mil/KWebUnclass/UNCLASS%20Media/fleeing%20on%20tricycle.jpg” cannot be displayed, because it contains errors.

cena realna za przejazd zalezy oczywiscie od koloru skory. moj trajsiklarz wyrzuca mnie miedzy brama kosciola a biurem podrozy. kosciol katolicki - jak wiekszosc w tym kraju, trajsiklarz chytry - jak wiekszosc... itd. zada 200 pesos. daje mu, jak przykazala recepcja, 70 i zycze milego dnia az do trzeciego pokolenia.

na lekkiej adrenalinie wchodze do biura, ciemne, chlodne przyjemnie, z symbolami religijnymi na scianach i zupelnym brakiem zainteresowania klientem. mna znaczy.

chrzakam, pokasluje i juz po siedmiu chwilach zostaje dostrzezony. pan pozwoli tutaj. siadam przy kontuarze. dzien dobry sie usmiecham. moze zobaczyly jak splawialem trajsiklarza i maja zazle? zaczynamy, gdzie, na jak dlugo, za ile.

w samolocie wczorajszym zerknalem na lokalne atrakcje turystyczne, taka chwila slabosci co zdradza kazdego turyste. turysta... staram sie o sobie tak nie myslec. wiem o Cebu od dawna i tam jechac nie mam zamiaru - to turystyczny raj jest bowiem. z googlowej ziemi sie dowiedzialem o Taal i jeziorze z wulkanem na wyspie Luzon, tej najglowniejszej, to ladne, tam by chcialem najpierw. dalej juz tylko jakies mgliste informacje na skraju swiadomosci, z nich do wyboru byly piaszczyste plaze kilometrami lub skaly, jaskolki i jak wszedzie tutaj - wyspy i wysepki. czyli El Nido. to el nido mi sie podoba, bo latwo zapamietac nazwe, no i te skaly niezle wygladaly.

staram sie wytlumaczyc pani, ze do Taal to ja pociagiem a z Taal to juz najlepiej promem do tego el nida. pociagow na filipinach nie ma, pani na to. promami turystom nie pozwalamy wcale tez. bo co? bo niebezpiecznie. a jak tak, to ja CHCE! nie i jeszcze raz nie.

z koleja nie wygram. promu nie bedzie. ide na kompromis, jade do stolicy a stamtad do Peurta Princessa, bo tam najblizej do el nido lataja linie filipinskie. trudno, mysle, najlepszy plan na to miejsce to brak planu, daruje sobie taal i po uszy w przygode nurzam sie, tylko jeszcze sprawa przenocowania w manilli. sa tam hotele? OCZYWISCIE, za jedyne 50 dolcow moze pan znalezc pokoj z drzakuzi. wzdycham gleboko, daje pani paszport. pani wypisuje kwit do okienka kasowego. ide do okienka kasowego. place za porade. place za rezerwacje. dostaje pierwszy od godziny usmiech.

dziekuje i na odchodnym pytam czy od usmiechu nie mogla byla zaczac. nie mogla, odpowiada, wygladal mi pan na amerykana. do nich sie tu nie usmiecha.

nie pozwalam sobie na szybkie konkluzje, filipiny nie wygladaja mi na super-zaangazowane ludobojstwem w iraku. z zainteresowaniem unosze brew, niech tlumaczy. pani dostrzega, usmiecha sie ponownie i pyta, mieszkal pan kiedys w okolicach bazy okupanta? amerykanie czuja sie tu jak konkwistadorzy, sa butni, nieprzyjemni, glosni (a w azji poludniowo wschodniej to jest gorsze od smrodu spod pach) i aroganccy. czuje, ze to nie wszystko. mam racje. yankesi pozostawili po sobie spuscizne genetyczna. (nie, nie mowie o genach amerykanskich wymieszanych z tubylczymi - choc te widzi sie nagminnie, ot czarna dziewczyna z malajska twarza...) chodzi o degeneracje i mutacje genetyczne spowodowane zatrutym srodowiskiem. gleba, woda podskorna i powietrze w oklicach kazdej bazy, lotniczej czy morskiej dowartosciowane byly trujacymi olejami, smarami, rozpuszczalnikami, pomyjami techniczymi, kwasami, zasadami, paliwami, nitratami, ciezkimi metalami, PCBami, dioxynami, cyjanidami, pestycydami, niewybuchami, odpadami radioaktywnymi. nie wierzycie - przeczytajcie oficjalne raporty...

http://www.pchrd.dost.gov.ph/PCHRD/ARCHIVES/healthissues/toxic-02.html

angelenczycy wzdychaja do czasow marcosa. zlodziejaszek i rzezimieszek potrafil utrzymac kraj w germanskim wrecz porzadku, ulice pozamiatane byly a angeles dumne ze swoich kosciolow. zaczelo sie pono zle za corazon aquino, za fidela ramosa osiagnelo apogeum, ten doprowadzil jej obietnice do skutku i odprawil amerykanow. niestety, przestal kontrolowac prawo i porzadek w bazie i okolicach, Strefa zakwitla. wkrotce ewakuowano bazy wojskowe - zamiatajac caly bajzel pod dywan. na protesty filipinskie odpowiedziano wzruszeniem ramion. wkurzony na calego ramos poprosil Narody Zjednoczone o ekspertyze, ta potwierdzila najgorsze podejrzenia i nakazala amerykanom deratyzacje i dez... znaczy zeby posprzatali. i tak bylo juz za pozno - ryz z pol podbazowych przestal byc jadalny. dzieci zaczely rodzic sie bez nozek a malolaty przeszukujace okolice pod baza rozrywaly sie niewybuchnietymi bombami. nie wszystkie, czesc wracala z trofiejnym mundurem czy innym skarbm (coraz bardziej widze Strefe poprzez przyzmat Piknika Na Skraju Drogi). w miedzyczasie kurwidol podbazowy robil sie coraz okrutniejszy, polaczony z nedza, brudem i smrodem a amerykanie... odmowili jakiejkolwiek pomocy czy kompensacji jesli nie pozwoli im sie wrocic.

tak to widza filipinczycy:






http://www.iir.com/centf/images/Toxic_Waste.jpg

John Rafael David was two years old at the time of this photograph. His mother Susan was evacuated to what was then the Clark Air Force Base after the eruption of Mount Pinatubo in 1991 Susan said she and other families got their drinking water from a deep well inside the base. 'The water had a funny smell and was oily on the surface.'

Gilbert Cardinosa, who was born inside the former air base at Clark, has juvenile rheumatoid arthritis.

Micha Rose Pabalan was six years old when this photgraph was taken. Born in what used  to be the Clark Air Force base, she is stricken with cerebral palsy.

a tak - biali turysci:

http://www.users.bigpond.com/tanduay61/fsmanilabar025.jpg

The image “http://www.users.bigpond.com/tanduay61/fsmanilabar019.jpg” cannot be displayed, because it contains errors.

http://www.users.bigpond.com/tanduay61/fsmanilabar028.jpg

no ale za to nas obronli przed komunizmem, usmiecha sie do mnie pani. tyle o srodowisku, dodaje. zas co do preferencji innych... kazda mloda kobieta w kraju TRAKTOWANA jest jak towar do nabycia za piec dolarow i jablko. zaczyna mi sie robic glupio, nie wiem gdzie zaczyna sie wina bialego czlowieka a konczy merkantylny erotyzm azjatek... my nie rozumiemy mechanizmu kulturowego pozwalajacego wszelkim skosnookim samicom na laczenie naturalnego seksapilu z transakcja finansowa. dla kazdego bialego analiza malzenstwa chinskiego musi przypominac instytucjonalna prostytucje... dla bialych seks za pieniadze ma historycznie ugruntowane konotacje negatywne, bez tego nie byloby mozna nikogo porzadnie wybluzgac. traktowanie filipinek jak prostytutki vs. prostytuowanie sie filipinek to klasyczny przyklad perpetuum mobile, fizycznie niemozliwego, kulturowo zas - czemu nie? wymiguje sie od dalszej rozmowy, przechodze przez ulice i wchodze do kosciola, prosto na slub. mieszany. zyciowy sukces nastoletniej wiesniaczki, za reke z bezzebnym satyrem co twardego ma... dolara.

pan mlody (z definicji):



pani mloda (z katalogu):

http://www.heartofasia.biz/member67/36779a.jpg

"and they don't even speak the same fucking language!"
Thing Fish (FZ)

wracam do hotelu, rezygnuje z podrozu do manilli, podroz do el nido odbede ruchem skoczka po szachownicy - z pominieciem kilku pol. jest po obiedzie juz, lot mam o 8 rano, taksowka dowiozlaby mnie na wieczor, szukanie hotelu (z drzakuzi) i polgodzinny sen nie stanowia zachecajacej perspektywy. taksowke zamawiam na 3:30 rano. ide na zakupy, czas kupic flaszke rumu filipinskiego. to brzmi prawie tak smiesznie jak "finski szampan" zachwalany przez wspomnianego wyzej franka zappe, ale nie do konca. hiszpanska kolonizacja dala pare pozytywnych rezultatow, rum zupelnie, zupelnie. no i te cygara... mmm... double coronas (7 1/2 cala) na kazdym kroku kusza aromatem i tanioscia nieziemska.

LCG-Double Corona Connecticut Shade (Smoker's Dozen - 13)

wykazuje sie silna wola i nie nabywam. co bedzie gdy na horyzoncie pojawi sie "evil dope pusher" i zacznie zachwalac marysie? od ramona, starego konesera, wiem, ze marycha z wzgorz filipinskich jest samonajlepsza. ale dokladnie to mowia wszyscy producenci na calym swiecie... czy sie pokusie opre? czytaj za tydzien w kolejnym odcinku!

The image “http://www.jahreis.de/rum/Bilder/tanduay.jpg” cannot be displayed, because it contains errors.

w miedzyczasie znajduje rum - i nabywam w celach medycznych - oraz niesamowite ilosci tanich jak barszcz przypraw, zapamietuje sobie, przeciez stad za tydzien bede wymykal, kilowa torba papryki wegierskiej za 4 dolce. oprocz tego na polkach sklepowych zastanawiajaco spory wybor octu. lokalny fetysz kulinarny jak zgaduje po wczorajszej kolacji, bo przeciez nie przejsciowy kryzys jak za stanu wojennego.

pamiec przywoluje wizerunek sklepu we wloszech, kilometry suchego makaronu i hektary przecieru pomidorowego. tutaj - ocet spirytusowy i keczap bananowy. keczap polewaja octem czy tez pija ocet z keczapem "kladzionym" jak lane kluski? wczorajsza eskadapa nie zdolala rozwiac tej tajemnicy. w ustach mam niezapomniany smak kurzej kupy. postanawiam isc do STREFY w celach konsumpcyjnych, kombinuje, ze skoro jedzenie jest czescia ulicobrazu - to nawet tam sie znajdzie.

znajduje DUNKIN DONUTS i JOLLIBEE czyli zupelnie nic jadalnego.

JollibeePhoto of Dunkin Donuts Restaurant in Dumaguete, Philippines.

znajduje rowniez KFC - Kambin Fried Chicken. wyglada identyczne do kentucky tylko ze zupelnie inne potrawy serwuja, jest kleik ryzowy i stek z grzybami. nie ma ziemniakow, za to frytki lepsze niz w innych fastfudach. no i strach troche, bo przeciez to piractwo branzowe jest... chyba. oraz obciach, to znaczy dla mnie. zbyt wielu juz bialych spotkalem co bez fastfudow w azji zdechliby z glodu.

znajduje tez mase piekarenek oraz aptek. aptek - czynnych cala dobe - zdecydowanie wiecej niz piekarni. kupuje odstraszacza komarowego i masc na owadzie ukaszenia, w miedzyczasie kolejki mlodych tubylcow plci obojga nabywaja leki garsciami. nie przynosza recept tylko zuzyte opakowania na pokaz.

pytam sprzedawce czym glownie handluja. odpowiada - lekami na syfilis, penicylina.

noc upojnej milosci wedlug farmaceuty prowadzi w prostej drodze stad:

The image “http://www.singletravel.com/phil_faq2/beeline_updates/1/PinkPussycat/link_PinkPussycat.jpg” cannot be displayed, because it contains errors.

dotamtad:

The image “http://elephantiasis.freeyellow.com/eleph-fiji.gif” cannot be displayed, because it contains errors.
potencjalny seks turysto - zostales ostrzezony!

kupuje deser czekoladowy w kubku, ciasto sypkie jak zuzel polaczone z polplynna czekolada. filipiny zaczynaja mi sie podobac.