LEMONIADA
W PUSZCE
"ilekroc rzucilem palenie, tylekroc trafial mnie w nozdrza okrutny odor ludzkiego ciala. by calkiem nie odseparowac sie od reszty spoleczenstwa zaczalem odpalac jednego peta od drugiego" powiedzial kiedys FZ.
wiem o co chodzi.
rzucilem mieso i POCZULEM SMROD. nie miesa tylko. wszystkiego. zmysly bowiem wyostrzaja sie paskudnie. dzis moglbym robic za gurmanda jakiego, z wielka precyzja opisujacego smak wody we wodzie.
to ma swoje dobre strony poniekad. lecz komus widocznie rozchodzi sie o to by one mi nie przeslonily. w zwiazku z czym musialem zrezygnowac z wiekszosci zarcia ulicznego w mojej gastronomicznej mekce i zaczac gotowac samemu. zgroza. ale co robic, gdy nie tylko do sklepu spozywczego wejsc (smrod!) nie mozna ale zwykle ciastka lajnem zalatuja?
mozna jesc w malej indii. hinduskie jedzenie bowiem jest generalnie zgodne z podniebieniem wegetariana. droga do nich daleka i ludem nieswiezym gesta, zamiast tego zaczalem gotowac w domu - i w tornister pakowac. a co. proste, pozyteczne a na dodatek jakze przyjemne!
co nie smierdzi? jablko.
dalej wiec ciac, szatkowac i futrowac sie mangami z pomelo...
bylo dobrze, ale...
po tygodniu znudzilem sie salatkami owocowymi. za proste sa a ja od gotowania jako czynnosci uzalezniony jestem. wiec grochowki soczewicowe i wszelakie gotowac zaczalem bazujac na recepturze dhalowej.
sa swietne...
lecz to malo! brak mi bowiem chemii, fermentacji i fajerwerkow. w zwiazku z czym wykompinowalem, ze zrobie sloiczek lemon czutneja. takiego co go mozna i na kanapke i do ryzu i do jogurtu dodac... od slowa do czynu - oto co sie stalo:
kupilem kilo cytryn
wyzmnalem z nich sok i posolilem
palca wsadzam, slonosc z kwasem celebruje
...i natychmiast czuje potrzebe chlusniecia kielona tequili.
lub dwu.
a skorke pocwiartowalem grzecznie
i to wszystko.
to znaczy to wszystko w sloik i na tydzien na parapet, na sloneczko.
i co dzien z raz zamiachac. niech sie przezre.
po tygodniu wyglada to tak:
i to juz jest polowa sukcesu.
bo jeszcze zaraz cukier w to sypie.
ot... nie mierzac - gdzies tyle.
co by tu jeszcze?
pieprze to.
pieprzem takim...
siakim...
i piekielnym.
czili padi sie nazywa.
mniam.
no i iiiiii...mbirze to jeszcze.
a ze to jeszcze malo, to i kardamonie to na dodatek:
ok, jak dopatrzyliscie sie tam czarnego pieprzu i seczuanskiego tez - to znaczy nie potrzebujecie okularow (jeszcze). bo jest. jak rowniez gozdzik jaki sie tam znalazl, lecz ostroznie, nie chce bowiem przycmic cytrynowisci zaslonionej aromatami zbyt mocnymi.
rzne wszystko jak leci, mieszam i puszkuje.
znow na polke to trafia, na tydzien.
cierpliwy jestem.
tydzien mija...
WTEM!
wyciagam wszystko ze sloja, smyrgam na patelnie.
i pakuje na wieki we weki.
a... zapominalbym.
powiedziec wam jak smakuje?
moj wrzask sluchac bylo na clementi.
a to ode mnie jest daleko.
MORDERCZY czutnej.
ale jak umierac, to tylko od niego.
polecam!
0 Comments:
Prześlij komentarz
<< Home